czwartek, 1 maja 2014

ROZDZIAŁ VII

Rozdział VII
„Napad na czwórkę przyjaciół”

Wszyscy wiedzieli, że coś jest nie tak i bardzo się denerwowali. Kiedy Carel odwrócił się plecami do zatoczki, nagle zza krzaków wyszedł słodki, malutki chłopiec. Carel od razu się odwrócił i spojrzał pytająco na dziecko. Chłopczyk miał zielone oczka, rude włosy i strasznie dużo piegów na czerwonych Polikach. Jego strój był odwzorowaniem biednego człowieka. Ubrania miał ubłocone, a buty porozklejane. Wyglądał na sześć lat, może trochę więcej. Mały człowiek podszedł do Carela, szurając obdartymi nogami po ziemi i poprosił o pomoc. Na to Carel bez wahania zgodził się i poszedł za nim w kierunku, który mu pokazał. Zaciągnął piętnastolatka do małej doliny, która była porośnięta żółtymi kwiatkami i poprosił by chwilkę poczekał. Carel rozglądał się, łapczywie wpatrując się w piękne kwiaty. Kiedy jeden z jego zwierzątek zaczął się krztusić i kiwać na boki, Carel otrząsnął się z uroku i zaczął potrząsać dwóch pozostałych liliosów, po czym kazał im zatkać usta i póki nie wyjdą z zasięgu tych roślin, nie oddychać. Gdy chłopiec był już blisko wyplątania się z tych morderczych roślin, drogę zastąpiło mu dwudziestu wojowników razem z małych chłopczykiem pośrodku. Ludzie ci byli bardzo wysocy, bo mieli ponad dwa metry, ich skóra była niewyobrażalnie blada, niekiedy aż sina. Ubrani byli w czarne zbroje. Mężczyźni mieli długie włosy, które związane były w  kucyki, ich oczy często miały ciemną kreskę pod i nad powieką, miała ona podkreślać ich gotycki wygląd a zarazem ich piękne oczy. Gdy wyszli zza drzew nastolatek bardzo się przestraszył. Mając zatkane usta i wiedząc, że już nie wytrzyma dłużej bez powietrza, wybiegł więc do swoich przyjaciół, nurkując między nogi wysokich facetów, którzy nie mieli okazji nawet się schylić i ich zatrzymać. Za nim stworki zrobiły to samo, raniąc swoich napastników. Zmieszane wojsko ruszyło w pościg za zbiegłymi. Zmęczony chłopiec, gdy już dobiegł do reszty stworków -liliosów, nie miał sił by powiedzieć im o niebezpieczeństwie. Zdążył wybełkotać tylko- UCIEKAĆ-. Zwierzaczki były bardzo przestraszone, nie wiedziały co się dzieje i nie wiedziały czy mają uciekać. Gdy wojsko otoczyło czwórkę przyjaciół, było za późno na ucieczkę i zaczęła się walka. Ludzie ciemnego charakteru atakowali Carela, zadali mu wiele ciosów w klatkę piersiową. Jednak małego Just-a nikt nie zauważył, a ten wykorzystał sytuację i poleciał po pomoc do Samuela. Ptaszek frunął z całych jego sił i gdy już doleciał powiedział aby tyle-Pomocy! napadli!- Samuel wiedział dokładnie o co chodzi. Wziął swoją laskę, pokrytą starożytnymi hieroglifami i poszedł za ptaszkiem. Starzec dobrze znał las więc poprowadził ptaszka na skróty, było o wiele szybciej i prościej. Gdy już dotarli, Irol, Aniel i Carel leżeli nieprzytomni. Z policzka Carela lała się krew, a poza tym, cała trójka byłą posiniaczona i krwawili. Zła sfera przeszukiwała kieszenie młodzieńca, było widać, że pilnie czegoś szukają. Nagle na widok Samuela wszyscy, mimo swojej bardzo jasnej karnacji pobladli jeszcze bardziej. Rzucili wszystkie włócznie i uciekli w zarośla.  Starszy pan postanowił uratować młodego człowieka i jego przyjaciół. Zawołał Ville i Samer by pomogli mu zabrać wszystkie ranne osoby. Gdy dotarli  do chaty, mędrzec rozpalił ognisko, wyjął wielki kocioł i wlewał do niego wiele różnych kolorowych mikstur i składników. Piętnaście minut później, kiedy eliksir miał kolor żółty czyli był już gotowy, wlał miksturę w cztery kubeczki i polał nimi serca nadal nieprzytomnych przyjaciół. Po tym rytuale rany zaczęły się goić. Kości się zrastały, a wszystkie sińce i obdarcia zabliźniały się. Gdy już po żadnej nie było śladu wszyscy się obudzili. Carel próbował wstać lecz Samuel go powstrzymał, ponieważ twierdził ,że nie jest w pełni sił.  Kolejnego dnia rankiem Carel podziękował starszemu za udzieloną mu pomoc. Poprosił by przekazał mu wszystkie wiadomości o złym plemieniu. Tak więc pan Riśtyński zaczął opowiadać

-Dawno temu, gdy jeszcze twojej matki nie było na świecie na połowie naszej planety Varable panowało zło. Byli to ludzie o śniadej cerze przypominający współczesnych Emo.  Przewodził nimi Król Ersmis, miał on jedną żonę Karę i dwóch synów Leonarda i Timona. Timon był pięć lat starszy od Leonarda dlatego miał dziedziczyć tron po starym ojcu. Jednakże starszy syn Kary i Ersmisa zmarł z niewiadomych powodów. Tron dziedziczył więc Leonard. Ojciec jego był bardzo zachłanny co odziedziczył po nim syn, matka nie kształtowała się żadnymi cechami oprócz wewnętrznego spokoju i arogancji. Tak jak wspomniałem Ersmis był zachłanny. Postanowił podbić całą planetę ,Rozpoczął krwawe wojny przeciwko dobru. Walka toczyła się bardzo długo plemię Olsefonów przegrało.Ersmis wpadł w furię i popełnił samobójstwo. Pokonał je Carl z czternastoma liliosami: trzema gryfami pięcioma, smokami i  sześcioma  potomkami  czarnych panter , mieli silny skład więc zwyciężyli naprzeciw tysięcznemu wojsku. Wszystko to toczyło się za górą ,która jest nieopodal mojej chaty. Zło jednak nie zostało do końca zlikwidowane. Carl nigdy nie miał żony lecz prawdopodobnie miał syna, o błękitnych oczach i brązowych włosach, nic więcej o nim nie wiadomo. Moim zdaniem przypominał  on ciebie Carelu! Tak ciebie! Taka to historia, o starym złu. Pamiętaj ,że wszystko co dobre zawsze się kończy! Twoim zadaniem jest je pokonać.!!!- Carel chciał być taki jak starożytny Carl dlatego poprosił o trening, starszego pana, ten zgodził się i postanowił wyćwiczyć czternaścioro przyjaciół od zaraz. Spytał wszystkich czym chcą się zajmować i sprawdził ich poziom umiejętności w danej dziedzinie.

1 komentarz:

  1. Fantastyczna książka! Dosłownie fantastyczna! Co rozdział to ciekawszy! :)

    http://i-am-a-dream-awake.blogspot.dk/ <--- zapraszam, na nowy rozdział :)

    OdpowiedzUsuń