Rozdział VII
„Napad na czwórkę przyjaciół”
„Napad na czwórkę przyjaciół”
Wszyscy
wiedzieli, że coś jest nie tak i bardzo się denerwowali. Kiedy Carel odwrócił
się plecami do zatoczki, nagle zza krzaków wyszedł słodki, malutki chłopiec.
Carel od razu się odwrócił i spojrzał pytająco na dziecko. Chłopczyk miał
zielone oczka, rude włosy i strasznie dużo piegów na czerwonych Polikach. Jego
strój był odwzorowaniem biednego człowieka. Ubrania miał ubłocone, a buty
porozklejane. Wyglądał na sześć lat, może trochę więcej. Mały człowiek podszedł
do Carela, szurając obdartymi nogami po ziemi i poprosił o pomoc. Na to Carel
bez wahania zgodził się i poszedł za nim w kierunku, który mu pokazał.
Zaciągnął piętnastolatka do małej doliny, która była porośnięta żółtymi
kwiatkami i poprosił by chwilkę poczekał. Carel rozglądał się, łapczywie
wpatrując się w piękne kwiaty. Kiedy jeden z jego zwierzątek zaczął się
krztusić i kiwać na boki, Carel otrząsnął się z uroku i zaczął potrząsać dwóch
pozostałych liliosów, po czym kazał im zatkać usta i póki nie wyjdą z zasięgu
tych roślin, nie oddychać. Gdy chłopiec był już blisko wyplątania się z tych
morderczych roślin, drogę zastąpiło mu dwudziestu wojowników razem z małych
chłopczykiem pośrodku. Ludzie ci byli bardzo wysocy, bo mieli ponad dwa metry,
ich skóra była niewyobrażalnie blada, niekiedy aż sina. Ubrani byli w czarne
zbroje. Mężczyźni mieli długie włosy, które związane były w kucyki, ich oczy często miały ciemną kreskę
pod i nad powieką, miała ona podkreślać ich gotycki wygląd a zarazem ich piękne
oczy. Gdy wyszli zza drzew nastolatek bardzo się przestraszył. Mając zatkane
usta i wiedząc, że już nie wytrzyma dłużej bez powietrza, wybiegł więc do
swoich przyjaciół, nurkując między nogi wysokich facetów, którzy nie mieli
okazji nawet się schylić i ich zatrzymać. Za nim stworki zrobiły to samo,
raniąc swoich napastników. Zmieszane wojsko ruszyło w pościg za zbiegłymi.
Zmęczony chłopiec, gdy już dobiegł do reszty stworków -liliosów, nie miał sił
by powiedzieć im o niebezpieczeństwie. Zdążył wybełkotać tylko- UCIEKAĆ-.
Zwierzaczki były bardzo przestraszone, nie wiedziały co się dzieje i nie
wiedziały czy mają uciekać. Gdy wojsko otoczyło czwórkę przyjaciół, było za
późno na ucieczkę i zaczęła się walka. Ludzie ciemnego charakteru atakowali
Carela, zadali mu wiele ciosów w klatkę piersiową. Jednak małego Just-a nikt
nie zauważył, a ten wykorzystał sytuację i poleciał po pomoc do Samuela.
Ptaszek frunął z całych jego sił i gdy już doleciał powiedział aby tyle-Pomocy!
napadli!- Samuel wiedział dokładnie o co chodzi. Wziął swoją laskę, pokrytą
starożytnymi hieroglifami i poszedł za ptaszkiem. Starzec dobrze znał las więc
poprowadził ptaszka na skróty, było o wiele szybciej i prościej. Gdy już
dotarli, Irol, Aniel i Carel leżeli nieprzytomni. Z policzka Carela lała się
krew, a poza tym, cała trójka byłą posiniaczona i krwawili. Zła sfera
przeszukiwała kieszenie młodzieńca, było widać, że pilnie czegoś szukają. Nagle
na widok Samuela wszyscy, mimo swojej bardzo jasnej karnacji pobladli jeszcze
bardziej. Rzucili wszystkie włócznie i uciekli w zarośla. Starszy pan postanowił uratować młodego
człowieka i jego przyjaciół. Zawołał Ville i Samer by pomogli mu zabrać
wszystkie ranne osoby. Gdy dotarli do
chaty, mędrzec rozpalił ognisko, wyjął wielki kocioł i wlewał do niego wiele
różnych kolorowych mikstur i składników. Piętnaście minut później, kiedy
eliksir miał kolor żółty czyli był już gotowy, wlał miksturę w cztery kubeczki
i polał nimi serca nadal nieprzytomnych przyjaciół. Po tym rytuale rany zaczęły
się goić. Kości się zrastały, a wszystkie sińce i obdarcia zabliźniały się. Gdy
już po żadnej nie było śladu wszyscy się obudzili. Carel próbował wstać lecz
Samuel go powstrzymał, ponieważ twierdził ,że nie jest w pełni sił. Kolejnego dnia rankiem Carel podziękował
starszemu za udzieloną mu pomoc. Poprosił by przekazał mu wszystkie wiadomości
o złym plemieniu. Tak więc pan Riśtyński zaczął opowiadać
-Dawno temu,
gdy jeszcze twojej matki nie było na świecie na połowie naszej planety Varable
panowało zło. Byli to ludzie o śniadej cerze przypominający współczesnych Emo. Przewodził nimi Król Ersmis, miał on jedną
żonę Karę i dwóch synów Leonarda i Timona. Timon był pięć lat starszy od
Leonarda dlatego miał dziedziczyć tron po starym ojcu. Jednakże starszy syn
Kary i Ersmisa zmarł z niewiadomych powodów. Tron dziedziczył więc Leonard.
Ojciec jego był bardzo zachłanny co odziedziczył po nim syn, matka nie
kształtowała się żadnymi cechami oprócz wewnętrznego spokoju i arogancji. Tak
jak wspomniałem Ersmis był zachłanny. Postanowił podbić całą planetę ,Rozpoczął
krwawe wojny przeciwko dobru. Walka toczyła się bardzo długo plemię Olsefonów
przegrało.Ersmis wpadł w furię i popełnił samobójstwo. Pokonał je Carl z
czternastoma liliosami: trzema gryfami pięcioma, smokami i sześcioma
potomkami czarnych panter , mieli
silny skład więc zwyciężyli naprzeciw tysięcznemu wojsku. Wszystko to toczyło
się za górą ,która jest nieopodal mojej chaty. Zło jednak nie zostało do końca
zlikwidowane. Carl nigdy nie miał żony lecz prawdopodobnie miał syna, o
błękitnych oczach i brązowych włosach, nic więcej o nim nie wiadomo. Moim
zdaniem przypominał on ciebie Carelu!
Tak ciebie! Taka to historia, o starym złu. Pamiętaj ,że wszystko co dobre
zawsze się kończy! Twoim zadaniem jest je pokonać.!!!- Carel chciał być taki
jak starożytny Carl dlatego poprosił o trening, starszego pana, ten zgodził się
i postanowił wyćwiczyć czternaścioro przyjaciół od zaraz. Spytał wszystkich
czym chcą się zajmować i sprawdził ich poziom umiejętności w danej dziedzinie.
Fantastyczna książka! Dosłownie fantastyczna! Co rozdział to ciekawszy! :)
OdpowiedzUsuńhttp://i-am-a-dream-awake.blogspot.dk/ <--- zapraszam, na nowy rozdział :)