niedziela, 11 maja 2014

ROZDZIAŁ VIII

Rozdział VIII
„Piękna niewiasta”

Na planecie Variable minął tydzień, co oznacza nową porę roku, którą jest zima. Pora ta na „Zmiennej” planecie jest bardzo sroga, a niekiedy dochodzi do takiego mrozu, że ludzie zamarzają we własnych domach. Istniał tylko jeden sposób na uniknięcie tego, czyli duża zawartość płynów w organizmie. Ludzie musieli spożywać gorący napój trzydzieści razy na dzień. Jednak nauka posunęła się do tego stopnia, iż pewien znany człowiek, wynalazł pastylki o nazwie Rosomy. Rosomy miały dostarczyć organizmowi ciepłych płynów i wystarczająco dużo składników odżywczych. W ten sposób mróz był do wytrzymania, a mieszkańcy Variable cieszyli się ze śniegu i chłodu. Carel obudził się. Wyjrzał przez okno i zobaczył dużo pięknie mieniącego się w słońcu śniegu. Biały puch był wszędzie, a chłopiec cieszył się z tego jak małe dziecko. Jego oczy aż świeciły z radości, kiedy patrzył, jak śnieg pokrył i zasłonił najmniejszą szparkę na kamieniu i każdą gałązkę na drzewie. Ranne promienie obudziły także trzynaścioro liliosów. Wszyscy jak co dzień poszli na swój ranny trening. Odkąd starzec zaczął udzielać im lekcji, nie mieli czasu na nic więcej oprócz treningów, które zajmowały im prawie cały dzień. A mianowicie trenowali rano, po południu i wieczorem, z czego pomiędzy nimi mieli siłę tylko na napicie się i ewentualnie mogli coś zjeść i trochę odpocząć. Samuel tym razem nie miał zamiaru uczestniczyć w treningu, dlatego wytłumaczył wszystkim co mają robić, a sam zajął się pracą nad czymś bardzo ważnym, czego nie mogli zobaczyć ani odkryć jego przyjaciele. Trening polegał na poprawieniu i udoskonaleniu u stworków ich zalet i nauczyć walki jak i ucieczki przed wrogiem. Największym ze stworów był Eragon, dlatego ćwiczyli swoją nadnaturalną siłę, jak i latanie, typu zwroty w powietrzu, beczki i inne uniki. Następną lekcją miał być lot smoka między przeszkodami z chłopcem na grzbiecie. Starzec poinformował smoka o jego historii i o tym jak kiedyś jego bracia służyli do wielkich czynów z panem na grzbiecie. Z kolei Villa, Tromptus i Aniel byli bardzo dobrymi i odważnymi liliosami. Oprócz ich wrodzonych umiejętności, trenowali oni walkę na miecze, włócznie i noże. Strzelali też z łuku do celu, ale w tym najlepszy był Aniel. Villa, która była potomką pantery, ćwiczyła swoją szybkość i zwinność, ale także przypomniała sobie jak się poluje, co wcześniej nie było jej potrzebne. Wieczorem Villa, jako jedyna miała zakończyć swój trening, bo była najwybitniejsza i niczego więcej nie mogła się nauczyć. Starzec powiedział jej, że resztę swoich umiejętności będzie musiała nauczyć się w drodze i odkrywać co rusz swoje nowe talenty ,lecz musi poćwiczyć swoją wytrzymałość. Samuel wiedział jaką drogę będą musieli pokonać do księgi i wiedział, że Villa będzie musiała zaryzykować życie przyjaciół i wystawiona zostanie na próbę, która pomoże jej odnaleźć nie tylko księgę, ale też jej matkę. Tak więc z tej trójki zrobił wojowników, dzielnych i gotowych do obrony swojego pana. Pozostałe stwory uczyły się wszystkiego. Od nauki matematycznej, jak dobrze wyliczyć rzut do celu jak i innych fizycznych rzeczy. Carel jak zawsze chodził podczas przerwy usiąść pod magiczną jabłonkę, z potężnymi gałęziami, które teraz opadały pod ciężarem grubego puchu. Siadał on tam co dnia i rozmyślał o swojej rodzinie, o tym kiedy do nich wróci i czy dobrze im się żyje prawdę mówiąc gdy w jego głowie pojawiały się wspomnienia o rodzinie nieraz w jego oku spotkać było można łzę. Myślał też dość często o dziewczynie spotkaną w szałasie dzikiego plemienia. Zastanawiał się też nad swoimi poszukiwaniami, myślał o księdze i o czasie, który jeszcze spędzi poza domem. Martwiło go tez to, że im głębiej się zapuszcza w mroczną sferę tym bardziej musi uważać na nieoczekiwane przygody i niebezpieczeństwa. Wiedział, że księga jest niedaleko, ale miał też przeczucie, że stanie się coś bardzo złego. Siedząc tak pod jabłonią i bawiąc się zimnym śniegiem, usłyszał wrzask. Był to wysoki damski głos. Carel zerwał się z miejsca, strącając resztki śniegu ze swoich nóg.  Zaczął biec z niewyobrażalną szybkością w kierunku wrzasku, omijając po drodze wszystkie wystające pnie i przewrócone drzewa pod nadmiarem śnegu, które chciały go zatrzymać. Gdy dobiegł do rzeki, ujrzał dziewczynę. Leżała nieprzytomna na wilgotnej ziemi. Dziewczyna miała śnieżnobiałą cerę, kruczoczarne włosy okalające jej drobną buzię i spływające na jej nagie ciało. Jej usta były pełne namiętności. Grzywka dziewczyny spadała na jedno oko, zakrywając jej połowę twarzy, Carel nie mógł zauważyć nic więcej. Reszta czarnych włosów kładła się na jej ciało. Gdy trochę dokładniej się przyglądnął, mógł zauważyć, że ciemne włosy sięgają jej co najmniej do kolan. Jej zgrabne nóżki były niewiększe niż dłoń Carela, a na nich nie było żadnych bucików. Nogi miała czerwone od krwi. Krwawiły z zimna. Dziewczyna leżała na pół przytomna, a za nią stał gruby mężczyzna z rodu Osmeonów. Zdenerwowany Carel wyjął miecz, który miał zawsze przy sobie i rzucił wielkoludowi wyzwanie. Jednak ten wypluł ślinę z buzi i odrzucił pojedynek, który zaoferował mu młodzieniec. Wysoki mężczyzna uśmiechnął się tylko podle i skoczył w lodowatą wodę, po czym odpłynął. Carel natychmiast podbiegł do leżącej bez władnie dziewczyny. Wziął ją na ręce, delikatnie dotykając jej nagiej skóry. Poczuł jak dziewczyna się wzdrygnęła i wtedy grzywka spadłą jej z oka. Carel patrzył krótką chwilę w wielkie, brązowe oczy dziewczyny, z długimi, zakręconymi rzęsami. Widział w nich swoje odbicie, a potem dziewczyna szepnęła słabym głosem, ale słodkim jak miód słowo -Dziękuję-, po czym jej oczy się zamknęły i zemdlała. Carel zaniósł bezwładną dziewczynę do starca. Miał nadzieję, że jeszcze ten jeden raz Samuel mu pomoże.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz