Rozdział II
„Przygoda z plemieniem Somesuanów”’
Po pewnym czasie Carel i jego
towarzysze Tromptus i Villa wrócili z
jagodami do jedzenia i drewnem na ognisko .Tak więc młodzieniec
wyłożył śpiwór, wziął „telefon” do ręki aby znaleźć podkład grający na
gitarze i wszyscy usiedli na polance. Wiał delikatny, chłodny wiaterek, a
liście przyjemnie szeleściły, nadając przyjemnego nastroju. Po zmroku, przy
rozpalonym ognisku nastolatek włączył podkład muzyczny gitary i wyjął jagody z
kieszeni. Poczęstował nimi dwudziestu przyjaciół. Eragon, będąc smokiem i mając
wielki apetyt, nie był zbytnio najedzony, dlatego wyruszył na nocne łowy.
Jagody bowiem nie były najlepszym pokarmem dla smoka. Reszta przytuliła się do
chłopaka i wsłuchując się w nocne odgłosy lasu, zasnęli. Kolejnego dnia przed
świtem, gdy podopieczni chłopca jeszcze spali, ten obudził się z dreszczami na
całym ciele. Martwił się, ponieważ nigdzie nie widział smoka, który już dawno
powinien wrócić. Mimo to, uznał, że jest potężny i nic mu nie grozi. Chłopiec
nie zastanawiając się rozpalił ponownie ognisko i nadział wczorajsze jedzenie
na patyk. Piękna woń smażonej wędliny obudziła resztę stworów. wszyscy zasiedli
i jak prawdziwi ludzie jedli pokarm. Niestety, przyjemności nie trwały
wiecznie. Zwierzaki usłyszały szelesty i
zza drzew wyłonili się mężczyźni. Byli ubrani w brązowe wstążki
materiału, które pokazywały imponujące tatuaże, pokrywające ich ciała. Szyje i
ręce mieli obwiązane sznurkami i paciorkami z kości. Było to plemię
„Somesuanów”. Plemię to nie znosiło gdy ktoś zjadał ich owoce lub stał na ich
glebie. Wściekli „Indianie” zaczęli atakować. Obeszli Carela i jego przyjaciół
coraz bardziej zaciskając krąg. Tubylcom zależało na tym, żeby przestraszyć
wrogów. Machali włóczniami i wykrzykiwali słowa w dziwnym języku. Z kręgu
wyszło kilku obcych i po chwili wszyscy byli zakuci w drewniane kajdanki. Nie
dało się ich zwykle rozerwać, ponieważ były one wykonane ze specjalnego krzewu,
który miał twarde gałęzie, działające jak pnącza. Około kwadrans później, grupa
znalazła się w jaskini, gdzie na środku siedział wódz. Kobieta, pierwsza jaką
widział do tej pory, pomijając swoją matkę i siostrę, wyszła przed Indian i
stanęła naprzeciwko Carela. Chłopak wylądował na miękkiej i wilgotnej ziemi,
klękając przed dziewczyną. Wyglądała na 16 lat, ale Carel nie miał pewności.
Miała ona zgrabną figurę, a jej piersi były osłonięte tylko grubymi
naszyjnikami i piórami. Odezwała się delikatnym głosem, w języku, który Carel
rozumiał. Powiedziała, że jest córką wodza i że ten ów wódz nazywa się
Pomelahition. Kiedy dziewczyna popatrzyła na ojca, z jego ust wydobył się gruby
głos mówiący pojedyncze słowa. Dziewczyna zaraz zaczęła tłumaczyć. -„Czego
chcecie z mojego lasu!?”- brzmiały pierwsze słowa, po których wszyscy zamilkli.
Zarówno ci , którzy płakali jak i ci co się śmiali. Carel chcąc wytłumaczyć to
całe zajście, próbował wstać i tracąc równowagę, wpadł na przechodzącego wojownika.
Pomelahition rozzłościł się i nie chciał słuchać młodzieńca. Kazał zamknąć go w
osobnej celi niż jego podopieczne stwory, a dziewczyna patrzyła na niego
smutnymi oczami, nie mogąc nic zrobić, żeby zmienić zdanie ojca. Carel szarpał
się i krzyczał, ale to było bezcelowe.
Każdy był przykuty do ściany
kajdanami, które mocno ściskały pokrwawione już ręce Carela i zwierzaków. W
celach unosił się odór zgnilizny i wilgotnej ziemi. Wysoko nad ich głowami
znajdowało się jedno, malutkie okienko, przez które dochodziło cieniutkie pasmo
światła. Najmniejsi zamknięci byli w klatce, wiszącej niedaleko jednego z
wojowników. W klatce znajdowało się dwoje maluszków. Był to potomek polnej
myszki lecz zupełnie inaczej wyglądający i mały ptaszek. Byli oni bardzo smutni
i przygnębieni, patrząc na ich pozycję, te uczucia były uzasadnione.
Bardzo głośno płakali, przez co Indianin
nie mógł zasnąć. Nagle Eragon wpadł na pomysł polegający na zabraniu kluczy
wojownikowi. Wszyscy się chętnie zgodzili i poprosili by jeden z większych
ptaków ,który miał anielski głos zaśpiewał kołysankę. Tak też się stało lecz
nie zasnął strażnik, o którego im chodziło lecz
mała potomka polnej myszki Suzin oraz ptaszek Just
(czyt.Dżast.).Stworzenia były bezsilne. Zamartwiały się co będzie z ich panem.
Po chwili Villa zaczęła głośno psikać co obudziło Suzin i Just-a. Większe stworzenia wyjawiły swój plan
mniejszym i te odzyskały klucz .Otworzyły klatkę, następnie Just poleciał do
Carela by go poinformować o planie ucieczki. W tym samym czasie Suzin
próbowała zdjąć kajdany swoim
przyjaciołom. Kwadrans później wszyscy byli już wolni z wyjątkiem Carela który
nadal znajdował się w celi. Zwierzaczki się wydostały i pobiegły do swojego
pana. Smok nie mógł zionąć ogniem ponieważ była zbyt niska temperatura. Jednak
dużo zębny Cytryn rozciął kajdany chłopaka. Wszyscy bezpiecznie wyszli z
jaskini. Na zewnątrz zapadł zmrok. Chłopiec
nie wiedział co ma zrobić, ponieważ bał się, że znów ktoś na nich napadnie.
Dlatego znalazł poblisko leżące gałęzie i posiadając olej z wątroby owinął
gałąź w pajęczynę, którą dostrzegł w krzakach bzu i stworzył z nich pochodnię. Wszyscy
weszli na smoka i odfrunęli. Lecieli bardzo długo, bo aż do świtu. Gdy nastał
dzień Eragon był wykończony dwunasto-godzinowym machaniem pięknymi skrzydłami,
dlatego poprosił Carela by wylądowali.
Tak też się stało i po chwili wszyscy znajdowali się na ziemi. Postanowili iż
zdrzemną się kilka godzin i pofruną dalej w poszukiwaniu przestarzałej księgi.
Carel jeszcze długo myślał o Indianach i ich dziwnych zwyczajach. Zastanawiał
się, dlaczego była tam tylko jedna dziewczyna i skąd znała jego język. Tyle
pytań kłębiło się w jego głowie, na które nie znał odpowiedzi.
Rozdział jest świetny. Tak dobry jak poprzedni, a może i nawet lepszy :) Fantastycznie piszesz ;)
OdpowiedzUsuń